Zachodnia część Kotliny Kłodzkiej na rolkach terenowych Skike, czyli dla każdego coś miłego
W 2021 roku plany na kilkudniowe wycieczki na rolkach terenowych z hamakiem były bardzo ambitne. Niestety różne terminy urlopów, ograniczenia pandemiczne i kilka innych czynników złożyło się na to, że poza jednym wypadem na Skike nad Jezioro Mucharskie, dopiero na koniec sezonu udało nam się ustalić datę i miejsce dłuższego wyjazdu. Postanowiliśmy objechać zachodnią część Kotliny Kłodzkiej. Całość rozłożyliśmy na 3 dni. Termin – drugi weekend października 2021 z dodatkowym dniem wolnym. Pierwotnie całą trasę mieliśmy pokonać we trójkę- Krzysztof, Wojciech i ja. Ostatecznie niestety Wojciechowi coś wypadło i mógł się pojawić tylko na jeden odcinek trasy – w Górach Stołowych.
Prolog – jeszcze bez rolek Skike na nogach
Wyznaczona do pokonania trasa zakładała zupełnie inny punkt startu i zakończenia naszej wędrówki na Skike. Stąd też umówiliśmy się z Krzysztofem na wcześniejsze rozwiezienie samochodów i pojawiliśmy się w Kotlinie Kłodzkiej już w piątek. Spotykamy się po zmroku na parkingu w centrum Międzylesia. Szybko przepakowujemy sprzęt do jednego z samochodów, bo drugi zostaje na miejscu i będzie czekał na nasz przyjazd za 3 dni. Spakowani ruszamy do Radkowa na nocleg. Oczywiście mamy ze sobą hamaki. Pierwotnie zakładaliśmy, że wyruszmy wieczorem już na rolkach z plecakami, jednak jest już na tyle późno i dodatkowo dość chłodno, że nie chce nam się już zakładać rolek. Na szczęście zlokalizowany przez nas punkt widokowy nad Zalewem Radkowskim umożliwia dojazd samochodem. Wszystkie sprzęty mamy więc pod ręką w bagażniku. Rozwieszamy hamaki w pobliskim lesie, a sami przygotowujemy kolację na ławeczkach punktu widokowego. Sam punkt, zbudowany z pomocą środków unijnych, to dość spora platforma. Z tyłu umieszczono śmietnik i kilka ław ze stołami. To świetne miejsce na przystanek. Jedynym minusem jest oświetlenie. To mocne LED-y które rozświetlają całe miejsce. Zdecydowanie kogoś poniosło z tym pomysłem, bo całość jest doświetlona lepiej niż niejedno skrzyżowanie w centrum miasta.
No ale nie wybrzydzajmy aż tak bardzo ;-) Wieczorny przyjazd do Radkowa miał jeszcze jeden cel. Chcieliśmy sprawdzić komfort spania w hamakach przy temperaturach spadających w nocy poniżej 5 stopni Celsjusza. Na szczęście okazało się, że noc minęła bez większych problemów z termiką.
Dzień 1 Radków - Schronisko Pasterka - Karłów – Duszniki-Zdrój , czyli trasa dla miłośników wędrówek klasykiem na Skike
Początek naszej wycieczki był ambitny, ponieważ postanowiliśmy zaatakować szlaki Parku Narodowego Gór Stołowych. Nad ranem zjechaliśmy z Krzysztofem samochodem do Radkowa. Tu spotkliśmy się z Wojtkiem na Skike oraz jego synem Filipem który towarzyszył nam na rowerze. Tak uformowaliśmy grupę na pierwszy dzień jazdy. No to startujemy! Drogę wyjazdową z Radkowa pokonujemy częściowo asfaltem, a częściowo już szutrem. Po drodze zahaczamy o brzeg Zalewu Radkowskiego.
Tak docieramy do asfaltowej drogi nr 387, która przecina Narodowy Park Gór Stołowych. Trochę tak, jak się spodziewaliśmy, ruch na niej jest w weekendy bardzo duży. Zostajemy więc na niej tylko do pierwszego zakrętu, gdzie możemy uciec na niebieski szlak pieszy. To duże skrót, jednak po pierwszych parudziesięciu metrach teren okazuje się zbyt wymagający na rolki terenowe Skike. Dodatkowo w rolkach Krzysztofa posłuszeństwa odmawia jedno z łożysk z blokadą i co jakiś czas zawodzi. Rolka odjeżdżająca do tyłu praktycznie uniemożliwia podchodzenie w trudnym terenie. Je z kolei zahaczam rolką o rolkę podczas podchodzenia i łamię tylny błotnik. Chwilę później trafiamy na duże kamienie, a później też schody, kompletnie uniemożliwiające już dalszą jazdę.
Rolki i kije bierzemy więc w ręce, rower ląduje na ramieniu i tak objuczeni sprzętem pniemy się do góry. Niby ciężko, ale dzięki temu bardzo szybko zdobywamy wysokość. Nie wyobrażam sobie okrężnej drogi po szosie, którą porusza się tak wiele samochodów. Wreszcie podejście się kończy, a przed nami kawałek płaskiej drogi. Cali spoceni, ale zadowoleni, że schody już za nami, możemy kontynuować jazdę na Skike. Obieramy kierunek na Schronisko PTTK Pasterka szlakiem rowerowym. Szybko wyjeżdżamy z lasu i otwartym terenem, w pełnym słońcu zmierzamy do schroniska.
Widoki są przepiękne, a trasa świetna. Tutaj przydaje się możliwość jechania krokiem klasycznym, bo wyjeżdżone są tylko dwa równoległe ślady, którymi da się jechać. Trawa po bokach jest zbyt gęsta.
W Pasterce robimy krótki odpoczynek na jedzenie i picie. Tutaj jest zawsze duży ruch, także czas spędzamy na ławeczce na zewnątrz. Po dłuższym siedzeniu, nawet w słońcu, czuć, że jesień powoli zwycięża nad latem. Słońce już tak bardzo nie grzeje, a każdy powiew wiatru szybko wychładza.
W międzyczasie próbujemy też ustalić dalszy przebieg trasy. Ze względu na podejście, pokonanie dotychczasowego odcinka zajęło nam znacznie więcej czasu niż sobie zakładaliśmy. Poza tym mamy rozbieżne cele wycieczki. My z Krzysztofem chcemy się załapać na nocleg gdzieś w okolicy Duszników-Zdroju, a Wojtek z Filipem muszą wrócić po samochód do Radkowa. Ostatecznie ruszamy w kierunku Karłowa niebieskim szlakiem. To dobry wybór bo trasa biegnie odkrytymi łąkami i pastwiskami.
Po drodze mijamy stada owiec. Wkrótce też możemy cieszyć się widokiem Szczelinca Małego po naszej lewej stronie. W samym Karłowie, jak to w słoneczny weekend – tłumy ludzi. Mogliśmy się tego spodziewać, ale tak intensywny ruch samochodowy i pieszy trochę nas przytłacza.
Niestety nie mamy zbyt dużo opcji do wyboru i w dalsza trasę ruszamy główną drogą nr 387 na Kudowę-Zdrój. Ten krótki fragment trasy najlepiej przejechać jak najszybciej. Nie jest on ani bezpieczny ani przyjemny – to po prostu wąska droga z dużym ruchem samochodowym. Wkrótce stajemy na parkingu przy Białych Skałach. Tutaj musimy się już rozdzielić. Wojtek z Filipem wracają do Radkowa. To była naprawdę przyjemna wycieczka. My z Krzysztofem jedziemy jeszcze kawałek główną szosą po czym odbijamy w lewo na Duszniki-Zdrój. Przed nami długi zjazd przez Łężyce, który pozwoli trochę odpocząć rękom i nogom. Świetny asfalt pozwala skupiać się na widokach, a nie na ciągłym obserwowaniu drogi.
Dość szybko docieramy do Duszników-Zdroju. Przejeżdżamy przez starówkę, która doskonale pokazuje, że sezon wakacyjny dawno już się skończył. Wiele sklepów czy restauracji pozamykanych i ludzi jak na lekarstwo.
Obieramy jednak kierunek na Park Zdrojowy. Przy ul. Fryderyka Chopina zawsze się coś dzieje i można liczyć na ciepły posiłek. Tak trafiamy do restauracji w czeskich klimatach. Na stole ląduje oczywiście smażony ser i frytki. Po całodziennej wyciecze ciepły posiłek zawsze smakuje lepiej. Jakby się wygodnie nie siedziało przy stole, musimy się w końcu zebrać, żeby znaleźć dogodne miejsce na nocleg przed zmrokiem. W sklepie naprzeciwko robimy tylko zapasy wody na wieczór i cały następny dzień. Kilka kilogramów więcej w bagażu od razu czuć na plecach. Zbierając się zaliczamy miłe spotkanie. To Alicja i Michał – organizatorzy cyklu Vexa Skiroll Tour przyjechali w góry trochę wypocząć po intensywnym sezonie. My musimy jednak ruszać dalej. Chcemy znaleźć odpowiednie miejsce na nocleg w pobliży schroniska Pod Muflonem. Czeka nas więc małe podejście. Przecinamy tylko główną ulicę Wojska Polskiego i pniemy się do góry ulicą Podgórską. Trzeba być uważnym, żeby zaraz za Kościołem skręcić w prawo. Na mapie jest tu wyraźna droga, natomiast w rzeczywistości już mocno zarosła i widać, że prawie nikt z niej nie korzysta. Początkowa mamy wątpliwości, czy dobrze idziemy, ale droga się nie kończy, więc dzielnie zdobywamy kolejne metry w pionie.
Z jazdą na Skike ma to raczej niewiele wspólnego, bardziej drepczemy po prostu pod górę. Sprawy nie ułatwiają ciężkie plecaki. Świetnie natomiast sprawują się kije z regulowaną wysokością, które testuję na dłuższym wyjeździe po raz pierwszy. Możliwość szybkiego zmniejszenia długości kija sprawia, że podchodzenie klasykiem jest jeszcze bardziej komfortowe. W końcu docieramy do głównej szutrowej drogi, którą przebiega niebieski szlak turystyczny i szlak rowerowy. Jest jeszcze jasno, mamy więc idealne warunki, żeby poszukać miejsca na nocleg. Wchodzimy więc nieco głębiej w las i znajdujemy idealne miejsce do rozwieszenia hamaków.
Póki nie jest za późno Krzysztof rusza jeszcze na rolkach w stronę Muflona, gdzie umówił się z Wojtkiem, który ma podrzucić koło z łożyskiem z blokadą. Kolejne dni bez możliwości wygodnego podchodzenia klasykiem to nie najlepszy pomysł. Krzysztof szybko wraca i przed nami kolejny długi wieczór spędzony na planowaniu kolejnych wyjazdów i rozmowach o rolkach terenowych i nie tylko.
Dzień 2 Duszniki-Zdrój – wzdłuż Bystrzycy rzeki Bystrzycy – Schronisko PTTK Jagodna, wieża widokowa na Jagodnej – urocze, ale trudne szutry na rolki terenowe
Rano budzi nas słońce. Jest rześko, ale całkiem przyjemnie, a hamaki po raz kolejny pozwalają się dobrze wyspać. Najgorsze jest zawsze pierwsze wstanie z hamaka. Temperatury w nocy niebezpiecznie zbliżają się w okolice zera, więc nad ranem jest naprawdę rześko. Trzeba jednak zrobić ten pierwszy krok i wysunąć się z rozgrzanego śpiwora. Nogi trafiają do zmarzniętych butów, ale to nic. Chwilę się pochodzi i stopy dojdą do odpowiedniej temperatury. Po najważniejszych potrzebach jest oczywiście czas na lekkie śniadanie i niestety trzeba się powoli zwijać. Dziś mamy za cel dotrzeć przynajmniej na Jagodną. Nie do końca wiemy, jaka czeka nas nawierzchnia, ale jesteśmy dobrej myśli, tym bardziej że pogoda dopisuje, a przeświecające przez gałęzie słońce nieco podnosi temperaturę.
Pierwszy etap tego odcinka to szutry. Takie przeciętne – nie za łatwe i nie za trudne. W każdym bądź razie nawet z dużymi plecakami dajemy radę jechać po nich łyżwą. Oczywiście tylko kiedy jest płasko lub lekko z górki. Kiedy trafiamy na nieco bardziej strome podejście przechodzimy na klasyk.
Szybko pokonujemy pierwszy niewielki grzbiet i dolinę mam teraz po lewej zamiast po prawej stronie. Widoki są świetne, choć trzeba też patrzeć pod rolki. Od czasu do czasu na drodze pojawiają się nieco większe kamienie, które mogą być niebezpieczne, szczególnie w czasie jazdy z dużym plecakiem. Wkrótce docieramy do asfaltu. Tutaj trzeba być uważnym, ponieważ skręcamy w prawo, niemal zawracając. Jest tu ostro pod górę, ale nawierzchnia świetna (przynajmniej na rolki terenowe) – dość dobrej jakości asfalt bez większych dziur. Ponad 50 metrów przewyższenia sprawia, że jesteśmy nieźle zgrzani. Po drodze robimy krótsze przystanki na uspokojenia tętna. W końcu to nie zawody, ale turystyczna wycieczka.
Jak po każdym podejściu, musi być też i zjazd. Tych jest przed nami całkiem sporo. Niestety wkrótce kończy się asfalt, a zaczyna dobrze ubity szuter/kamienie. Droga wygląda, jakby była przygotowywana pod wylanie asfaltu. Mimo to musimy uważać, żeby przy większej prędkości rolki nie odskoczył na jakimś luźnym kamieniu. Wkrótce charakter drogi ponownie się zmienia i wjeżdżamy na leśną drogę z charakterystycznym pasem trawy/ziemi pośrodku. Trafiamy też na dość stromy zjazd po kamieniach, którym zjeżdżamy w pobliże rzeki Bystrzycy. Tutaj na rozdrożu robimy krótki odpoczynek. Jest wygodna ława i stół. Do tej pory spotkaliśmy na szlakach tylko kilka osób. To już taka pora roku, że turystów w górach jest nieco mniej, a przy tym nie przemierzamy przecież najpopularniejszych szlaków.
Od tego momentu zaczyna się bajkowy zjazd wzdłuż Bystrzycy. Droga prowadzi blisko rzeki, a raczej wartkiego potoku. Cały czas jest lekko z górki. Nawierzchnia różna, od dobrego szutru po dość wymagające kamienie. Obowiązkowo polecam tu rolki terenowe na dużych kolach 200 mm. Na 150 mm bym się tutaj nie zapuszczał. Na pewno nie jest to też trasa dla osób początkujących, ale wszyscy, którzy już nie raz byli w terenie, powinni sobie poradzić. Takim osobom droga wzdłuż Bystrzycy dostarczy niezapomnianych wrażeń. Cisza, piękne widok i cała trasa lekko z górki to najpiękniejsze połączenie. Po drodze mijamy sztuczne stawy, a także dość dużą wiatę, która wydaje się być idealnym miejscem na nocleg w razie niepogody. Cały odcinek jest dość długi, także w pełni możemy pokontemplować przyrodę i zrobić parę zdjęć. Ustawienie odpowiedniego kadru do zdjęcia, żeby znalazł się w nim również położony niżej potok wcale nie jest takie łatwe.
Ostatecznie docieramy do asfaltu. Główną drogą łączącą Lasówką z Bystrzycą Kłodzką zjeżdżamy tylko kawałek i zaraz odbijamy w prawo. Jest ostro pod górę, bardzo mocno zniszczonym asfaltem. Miejscami asfalt zdaje się zanikać, a miejsca ustępują mu kamienie, piasek i szuter. Na rolkach terenowych Skike z dużymi kołami idzie nam jednak doskonale. Tak, powolnym tempem, docieramy nad staw w Spalonej / Spalonej Dolnej. Ważne, że świeci słońce, a my mamy jeszcze spory zapas czasu. Do celu dosłownie rzut kamieniem, więc decydujemy się na mały odpoczynek na hamakach. Rozbijamy się naprzeciwko stawu i wygrzewamy kości. Jest bajecznie :-)
Moglibyśmy tu zostać już do końca naszego wyjazdu, jednak głód w końcu zagania nas z powrotem na rolki. Ruszamy w kierunku schroniska PTTK Jagodna, mając nadzieję na pyszny obiad. Przed nami jeszcze tylko trochę asfaltu (jakoś ciężko się po nim jedzie po tak przyjemnej przerwie) no i jeszcze mały skrót po stoku narciarskim, żeby dostać się na przełęcz.
Tak stajemy pod drzwiami schroniska, które posiada jedną z najsympatyczniejszych załóg obsługujących turystów. Gromkie wołania o gotowych posiłkach wywołują u nas duży uśmiech. Kiedy wchodzimy do środka mina nam trochę rzednie. Dłuuuga kolejka do baru nie zwiastuje niczego dobrego. Szybko zasięgamy informacji, że na normalny obiad musimy poczekać ponad godzinę. Nie bardzo mamy na to czas, bo niedługo zmrok, a musimy jeszcze poszukać miejsca na nocleg w lesie. Decydujemy się więc na najszybsze dostępne danie – pierogi. I tak musimy odczekać około pół godziny. Przed schroniskiem robi się już zimno, więc wciskamy się w kąt wewnątrz. Ciepły posiłek po całym dniu na rolkach, to jest to! Pałaszujemy go w mig.
No i znów musimy wyjść na chłód, po przecież nie mieliśmy zamiaru nocować w schronisku. Chcemy koniecznie skorzystać z naszych hamaków. Ruszamy więc w stronę szczytu Jagodna. Jest jeszcze jasno, ale słońce coraz bardziej zbliża się do linii horyzontu.
Pierwsze kilkaset metrów jest pod górę, ale to dobrze, bo jest się jak rozgrzać i załapać odpowiedni rytm. Pierwszy raz jestem tutaj na rolkach, a nie na nartach. Po drodze na szczyt wypatrujemy dobrego miejsca na hamaki, ale nic nie udaje nam się znaleźć. Tak docieramy do wieży widokowej na Jagodnej. Jesteśmy sami i w spokoju możemy podziwiać panoramę Kotliny Kłodzkiej w świetle zachodzącego słońca.
Na górze jak zwykle wieje, więc chłód dość szybko każe na wracać na ziemię. W lesie powoli już zmierzcha więc znalezienie miejsca noclegowego staje się dość pilne. Zjeżdżamy skrótem, który Krzysztof doskonale zna z zimy. I to właśnie przy tej ścieżce udaje nam się wypatrzeć odpowiednie miejsce do rozwieszenia hamaków i rozbicia tarpów.
Hamak to moim zdaniem najwygodniejszy i najłatwiejszy sposób na nocowanie w lesie. Nie oznacza to jednak, że w każdym miejscu będzie tak samo komfortowo. Po pierwsze potrzebne są drzewa w odpowiedniej odległości, które pozwolą odpowiednio napiąć hamak. Po drugie nie może być krzaków, zbyt wysokiej trawy czy niskich gałęzi. Optymalnie, jeśli miejsce znajduje się również w oddaleniu od drogi, tak żeby pozostawać niewidocznym dla przechodzących osób. Ważna jest także osłona od wiatru. Szczególnie dzisiaj ma to dla nas istotne znaczenie, kiedy chłodne powiewy potrafią szybko wychłodzić organizm. Tym razem udaje nam się znaleźć taką właśnie idealną miejscówkę. Tym co jest najlepsze przy hamakach to to, że nic nie zostawiamy po sobie. Nad ranem wszystko skrzętnie pakujemy i zwijamy. Jeśli ktoś nie wiem, że tu byliśmy, z pewnością nie zauważy żadnych śladów.
Ten wieczór, pomimo że według prognozy najzimniejszy ze wszystkich, jest bardzo komfortowy. Być może to właśnie przez idealnie osłoniętą od wiatru miejscówkę, a może przez to, że już się przyzwyczailiśmy do chłodów. W każdym razie dziś jesteśmy naprawdę zmęczeni. Długa trasa, w większości po szutrowych i kamienistych drogach daje się we znaki.
Dzień 3 Jagodna – Niemojów – Lesica – Międzylesie, czyli asfalty idealne na Skike
To już ostatni dzień naszej wędrówki na Skike. Ranek zaczyna się chłodno, bo słońce nie chce się do nas jakoś przebić przez gęste drzewa. Przygotowanie śniadania i pakowanie się skutecznie nas jednak rozgrzewa. W momencie kiedy już spakowaniu stajemy na rolkach na drodze, jesteśmy gotowi na kolejne wyzwania. Ruszamy więc na trasy, które zwykle pokonujemy zimą na nartach. Szutrowe drogi dają dużo przyjemności z jazdy. Tak docieramy do skrzyżowania, z którego w lewo jedzie się na stromy podjazd żeby wrócić na Jagodną, a prosto zjeżdża do asfaltu. Jednak drogę zamykają nam znaki: Ścinka drzew! Wstęp wzbroniony! Mamy na tyle „szczęścia”, że na rozdrożu zatrzymał się leśniczy, który kategorycznie zabrania nam dalszej jazdy. No cóż, wracać się tyle kilometrów pod górę? Na szczęście jego kolega jest bardziej rozmowny i szybko ustalamy, że możemy przecież ominąć wycinkę niebieskim szlakiem. Nie braliśmy tego w ogóle pod uwagę, ale jak nie mamy wyjścia, to i szlak pieszy da radę. Krótko opisując ten zjazd- jest stromo, są korzenie i kamienie, a duże plecaki nie ułatwiają hamowania. Ale dajemy radę bez wywrotki. Bo jak nie my, to kto? Szybko docieramy do asfaltu, a stąd już tylko w dół, do doliny Dzikiej Orlicy, która poprowadzi nas na południe.
To jedna z najbardziej malowniczych dróg w tych okolicach. Dodatkowo ruch samochodowy jest tutaj symboliczny. Trasa jest zróżnicowana. Czasami trzeba wspiąć się na wzgórze, czasami czeka nas dłuższych zjazd. Wszystko to w towarzystwie przepięknych widoków. W takie słoneczne dni można się przekonać, czym jest złota polska jesień. Na przystanek zatrzymujemy się w Niemojowie. To tutaj na trawiastym placu, nie raz byliśmy na rozdaniu nagród i medali w biegach na nartorolkach i rolkach terenowych z cyklu Vexa. Znajome okolice…
Z plecaków wyciągamy ostatnie zapasy i robimy mały popas na ławeczce. Wygrzewamy się w jesiennym słońcu. Cisza wokoło zupełnie kontrastuje ze wspomnieniem tego miejsca, kiedy zjeżdżały się tu dziesiątki zawodników. Ostatecznie ruszamy w dalszą drogę. Dziś nie planujemy robić już żadnych dodatkowych pętli, więc wybieramy najkrótszą możliwą opcję dotarcia do Międzylesia. Asfaltem pniemy się pod górę przez Lesicę. Kiedy osiągamy najwyższy punkt, wiemy, że przed nami już tylko zjazd. I to jaki! Jest dość stromo, dużo zakrętów, mało samochodów. Warunki bajeczne, jednak przy obciążeniu które wieziemy, musimy co jakiś czas się zatrzymać. Swąd palonej gumy przypominam nam, żeby regularnie schładzać opony w trawie na poboczu. Po prawej w dole wiją się single tracki dla rowerzystów. W szybkim tempie docieramy do Międzylesia od strony dworca kolejowego.
Dojazd do samochodu w centrum to już tylko formalność. Tak kończy się wyprawa po zachodniej część Kotliny Kłodzkiej na rolkach terenowych Skike. Zmęczeni, ale zadowoleni pakujemy się do samochodu i ruszamy po drugie auto, które zostało w Radkowie. W tym sezonie już nie wrócimy tutaj na rolkach. Teraz nadejdzie czas na narty biegowe!
Epilog
Jak wszystkie wyprawy na rolkach terenowych Skike z noclegiem, także ta była fantastycznym doświadczeniem. Tym razem przetestowaliśmy możliwość podróżowania i spania w hamakach przy temperaturach zbliżających się w nocy w okolice zera. Okazało się, że przy odpowiednim doborze wyposażenia nie ma z tym najmniejszego problemu. Największą niedogodnością nie były temperatury panujące nocą w śpiworze, ale raczej chłód dokuczający zaraz po wstaniu, czy też późnym wieczorem. Wszystkie poprzednie wyjazdy na jakich bywałem dobywały się w środku lata, więc temperatura nigdy nie był problemem. W każdej chwili można było się położyć w hamaku czy zrobić przerwę w czasie jazdy bez konieczności ubierania cieplejszej odzieży. W okresie jesiennym każdy postój i nocleg wymagają znacznie więcej zaangażowania. Jednak taka wyprawa również przynosi wiele radości i pokazuje, że spanie w hamaku jest możliwe przez większą część roku. Przypuszczam, że nawet w zimie nie byłoby z tym problemu, ale póki co nie mam ochoty próbować. Może kiedyś? ;-) A tymczasem zakończyliśmy naszą podróż po zachodniej części Kotliny Kłodzkiej. Mama nadzieję, że w 2022 roku uda nam się umówić na część wschodnią, a więc z Międzylesia, przez Śnieżnik, Bielice, może aż do Złotego Stoku? Kto wie…